Pisząc ten post mam lazaret w domu. Zaczął się rok szkolny, a wraz z nim nowe paskudztwa przynoszone do domu, a mowa o wirusach. Pochodziła Karolka tych kilka dni do szkoły i przytargała jakiś bliżej nieokreślony stwór powodujący nadmierny wyciek z nozdrzy....
I jeszcze gdyby stwór ten zaatakował tylko mnie....nie nie Francik też ledwo ciepły jest. Pierwsza jego infekcja. A ja głupia matka myślałam, że chociaż jak cyckał tych kilka tygodni, to przeciwciała ma moje, no z drugiej strony biorąc mój układ odpornościowy który trochę na bakier jest...było to nieuniknione...
Frida , sól morska, oklepywanie i maść majerankowa w ruch poszły...
Płaczliwy mój chłopaczyna dziś bardzo...Nawet spacer nie pomógł....
to się wyżaliłam , teraz trochę zaległych fotek...
o tej tasiemce pisałam na Spotkaniu robótkowym że dostałam i zrobiłam następny omotek, bo co innego można zrobić....po wypraniu ta fizelinka nawet nawet jest, myślałam że sztywna będzie, ale nie nie jest.
Zdjęcia bez nitek jeszcze nie mam , ale jak na ludziu będzie to fotkę wrzucę.
doczekała sie włóczka od Mai, włóczkę dostałam w prezencie wymiankowym.
szaliczek następny mam
włóczka ciekawa, kolory bajeczne, takie na jesień, coby rozweselić nadchodzące dni....
i namiastka serwety, która idzie jak burza chciałoby się powiedzieć, niestety wolno jej przybywa.
to na razie tyle..
ale mam już udłubane 2 bransoletki, 3a się dłubie...
pozdrawiam.
Kurcze, zaczęło się i u mnie! Monia przytargała coś z Warsztatów, gorączka 39, jakieś afty , nadżerki w gardle, że jeść nie może :(
OdpowiedzUsuńups, to rzeczywiście masz paskudnie.U nas bez temperatury, ale z takim maluchem i katarem to wiadomo.Dziś jest troszkę lepiej.
OdpowiedzUsuńKaroli już przeszło. więc chodzi do szkoły.pozdrawiam