czwartek, 25 października 2018

Papatya Fluffy

to nitka z której zrobiłam obecny komplet...
trawka, gęsta trawka, bo tak potocznie ją nazywam, jest bardzo grzejąca, jak najbardziej można użyć ją na koc.
 Zobaczywszy ją po raz pierwszy miałam ambiwalentne uczucia, bo mogę wam powiedzieć że będące na rynku kilka lat wstecz trawy, nie były moimi ulubionymi włóczkami. Ta jednak miło mnie zaskoczyła.
Jest miękka, przytulna w dotyku, i na pierwszy wizus chce się człowiek ją okryć.
Od razu stwierdziłam, że będzie dobrym materiałem na okrycie pleców, postanowiłam zrobić z niej kamizelkę.
Wyszło 5 motków,motek ma 33 metry. Kolor 801.Nabrałam 50 oczek , robiwszy na drutach prym 12 wyszła nie za duża, taka S, na moją latorośl chudą tykę.Z 6 lub 7 kłębków byłaby M. Prosta, klasyka, robiona od dołu, z wycięciami na ręce, w serek dekolt.
Robiłam ją dzięki Pani Agnieszce z galplastu klik





Przody i otwory na ręce obrobiłam po jednym rzędzie szydełkiem. 
Robi szę szybko, gdybym miałam druty grubsze, myślę że byłoby jeszcze lepiej.

Oczywiście że na kamizelce się nie skończyło, jako że jestem leżąca, poniekąd marudna rekonwalescentka, musiałam zająć swe skołatane nerwy... umęczona drugim dniem leżenia w łóżku zrobiłam komin.


zużyłam 2 motki, tu pokazana jest ilość pozostałej nitki.


co prawda nie jestem zwolennikiem tychże, wolę chusty, jak wiecie.
Nawet mi się podoba ;))
Myślę że będzie miał swoich zwolenników, bo grzeje jak piecyk.

Zobaczcie jak pięknie moja nastolatka w nim wygląda.
długo musiałam ją namawiać na foty, bo ja taka niefotogeniczna dziś jestem.



Chcę zrobić czapkę z trawy i jeszcze jeden komin... i jak robić czy nie ?
Pozdrawiam serdecznie.
 
 

poniedziałek, 15 października 2018

Stroiki jesienne

musiałam zrobić. Miał być tylko jeden, jednak w ostatecznej rozgrywce ma być ich znacznie więcej.
Znów trzeba poprosić kilka moich koleżanek z pracy o półprodukty, tzn zielsko i szyszki bo ja tu niestety w tej betonowej dżungli nie posiadam.
Skrzyneczki kupuje w kiku, gąbkę florystyczną przy cmentarzu, a moje dzielne koleżanki przywożą mi dobro z lasu...
Zobaczcie jakie mi wyszły....dary jesieni...

  zapomniałam kasztanów dokleić...




te zrobiłam wczoraj...

ten był zrobiony w tamtym tygodniu do przedszkola..








skrzyneczka natomiast leży na kolejnej chuście z Papataya..
jednak o tej bohaterce będzie w innym poście, z tej jednej ważnej przyczyny..pożarło mi wszystkie zdjęcia...


wtorek, 9 października 2018

Mieroszów



był miejscem tegorocznego naszego babskiego wypadu, z Karoliną.
Co roku , jak to matka z córką wyjeżdżamy w różne części kraju. Tym razem po wielu zmianach i perturbacjach pojechałyśmy do rodziny.
Mieroszów to miasteczko dolnośląskie o pięknych okolicach więcej tu.
Miasto moich dziecięcych wakacji, wielu wspomnień. Grajdoł jakich wiele, jednak bardzo urokliwy.
Karolina chciała koniecznie zobaczyć góry, zamki i inne atrakcje. Pokażę wam kilka z nich.

Darek brat mój cioteczny zaniepokojony małą ilością zdjęć niech ma na pamiątkę ;))







 

Wyjazd bardzo się podobał, zobaczyłam ludzi i miejsca, których widzieć chciałam od dawna.
Niestety jedna, jedyna siostra moja okazała się  bardzo zajęta przez te 6 dni i nie znalazła dla nas czasu...ot te 480 km to przecież pestka taka malutka i często bywam..nieprawdaż....




















powinien być następny post z wycieczki do Książa, bo wiecie że t moje ulubione miejsce , zapewne , nawet jestem o tym przekonana, musiałam tam kiedyś straszyć...bo czuję się w nim jak w domu.
Pozdrawiam serdecznie.